menu

Zapałki - czyli jak rozpalić ognisko

Nie wzniecimy ognia bez powyższych przedmiotów. Wprawdzie krzesidełko jest niewrażliwe na zamoknięcie ale potrzebuje hubki, a ta jest na zamoknięcie bardzo wrażliwa. Podobnie z zapałkami – można zabezpieczyć parafiną same zapałki, ale draska również może zawilgotnieć. Z kolei zapalniczka zapali się nawet mokra ale jest bardziej zawodna, szczególnie gazowa odmawia współpracy przy niskich temperaturach powietrza. Najlepsza byłaby na benzynę lecz i ona nie jest idealna. Optymalne rozwiązanie to zdaje się dobrze zabezpieczone zapałki, oraz dodatkowo albo krzesidełko albo zapalniczka, noszone w cieple przy ciele.

Aby zapalić ognisko poprzez krzesanie iskier, musimy mieć hubkę, czyli jak to już zostało wcześniej wspomniane, materiały o najdelikatniejszej, włóknistej strukturze i dużej łatwopalności, a przede wszystkim jak najmniejszej wilgotności. Mogą to być: kora z brzozy, włókna drzewne i roślin innych, wióry, siano, uschnięta paproć, torf, ptasi puch, wyściółka gniazda, itp.

Posługując się zapałkami czy zapalniczką odpada problem posiadania suchej hubki – wystarczy podpałka i to nie koniecznie bardzo wysuszona. Podpałką mogą być następujące materiały: drobne patyki, wióry, drzewne, drewniane drzazgi, kawałki papieru, drewna, spróchniałego drewna.
Zapałki mogą nam zamoknąć i warto je przed tym zabezpieczyć w prosty sposób, który dodatkowo sprawi, że będą się palić długo i gigantycznym płomieniem. Owija się każdą zapałkę niebyt grubą warstwą waty po czym zanurza się w roztopionej stearynie lub po prostu kapie się nią z palącej świeczki. Tak samo można zabezpieczyć całe pudełko, a w momencie gdy będziemy ich potrzebować – zdrapujemy parafinę z główki i z draski.

Jest jeden niezawodny sposób na zapalenie ogniska jakby „na pilota”. Błyskawicznie i z fasonem. Do tego nie trzeba się przejmować, że drewno ocieka z wody i nie mamy drobnych gałązek na początek.
Tym cudownym środkiem jest benzyna! Ciecz wybuchowa i niesamowicie łatwopalna, więc wymaga niebywałej ostrożności przy obchodzeniu się z nią. Do zapalenia jednego ogniska wystarczy mieć niewielką szmatkę, nasączoną benzyną, którą przenosimy w zakręconym szczelnie słoiczku, czy puszce. Dodatkowo warto owinąć pojemnik kilkoma workami foliowymi aby smród paliwa nie przeniknął do ubrań, prowiantu, itp. Przy zapalaniu należy najpierw ostrożnie wyjąć nasączoną szmatkę i ułożyć na ziemi. Następnie przykryć podpałką (nie ważne czy suchą czy nie) od strony zawietrznej i od nawietrznej podpalić. Przy zapalaniu benzyna wybucha więc najlepiej po prostu rzucić zapaloną zapałkę na szmatkę nie używając zapalniczki, by nie zbliżać ręki do eksplodujących oparów. Ogień wręcz wybucha i za pierwszym razem potrafi nieźle przestraszyć, bo pojawia się w postaci płonącej kuli, doskonale znanego zjawiska wielbicielom filmów akcji.
I tu ważna uwaga.
Przed zapaleniem należy sprawdzić czy nie pochlapaliśmy się benzyną po ubraniu czy rękach. Wówczas lepiej niech ktoś inny zapali ognisko! Właśnie po to zaleca się stosowanie nasączonej szmatki by paliwo zostało „uwięzione” w tkaninie i by uniknąć niebezpiecznego polewania brewion. Po za tym, nasączona szmatka staje się knotem, przez co pali się dłużej, a benzyna paruje zeń wolniej i nie wsiąknie w ziemię. Płonąca szmatka pali się energicznie i dostatecznie długo by zajęły się nawet grubsze patyki, zupełnie mokre. Jest więc idealna w najbardziej nieprzyjaznych i ekstremalnych warunkach, podczas opadów ciągłych – gdy potrzebujemy super środków.

Dla osób obawiających się wybuchowych skłonności benzyny poleca się naftę oświetleniową. Nią również najlepiej nasączyć jakąś szmatkę, by nie wsiąkła w ziemię i zbyt szybko nie wyparowała. Zaletą nafty jest spokojne spalanie i wręcz anemiczny zapłon. Można zapalać spokojnie zapalniczką. Zapala się bardzo powoli i nie ma niebezpieczeństwa, że zapłoniemy razem z ogniskiem – jak ma to miejsce przy stosowaniu benzyny. Podobne właściwości ma również terpentyna i denaturat oraz wszelkie podpałki do grilla oparte na alkoholu. Polecam je zwłaszcza tym, którzy obawiają się nazbyt intensywnych zapachów. Oczywiście ogień uzyskany ze spalania alkoholu nie jest już tak wydajny i koniecznie trzeba używać szmatki w roli knota bo gdy polejemy tylko brewiona – szybko okaże się, że wszystko zagaśnie w chwilę później – bo alkohol wyparuje błyskawicznie.

Tych oto powyższych sposobów nie stosujemy oczywiście gdy nie ma takiej potrzeby. Są to sztuczki na najgorsze warunki w terenie, oraz gdy jesteśmy straszliwie umęczeni i wyziębieni przez co ledwo trzymamy się na nogach. Zwłaszcza gdy wszystko wokół jest mokre lub gdy pada deszcz i zwykłe metody byłyby niewystarczające lub zbyt praco– i czasochłonne.

Nieco gorszym sposobem awaryjnym, jeśli chodzi o skuteczność, jest ułożenie podpałki, częściowo nad zapalonym wkładem do znicza lub świeczką. Wadą takiego rozwiązania jest wrażliwość płomyka w jego początkowej fazie na podmuchy wiatru, stąd w pogodę wietrzną trzeba osłaniać to ciałem, dobytkiem lub zgromadzonym opałem od strony nawietrznej.

Do naturalnych podpałek należą kora brzozowa, która pali się nawet gdy jest mokra bo zawiera łatwopalną substancję organiczną. Dzięki temu pali się podobnie jak terpentyna.

W warunkach optymalnych powinno wystarczyć do rozpalenia ogniska to co znajdziemy w terenie, zaś nasze super skuteczne wynalazki zostawmy na czarną godzinę.

tekst zaczerpnięty z harcbook.info